Strona:Pisma VI (Aleksander Świętochowski).djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

zanim go się przyjmie. Tylko anioły występują zawsze w jednej postaci, szatany przybierają rozmaite — a kryć się w nich umieją. Bardzo słusznie powiedział nasz kaznodzieja: złe nie tem straszne, że złe, ale tem że ponętne. A dziś więcej niż kiedykolwiek uwija się między nami przebranych bezbożników, którzy czarują kobiety ułudnymi pozorami, a zdobywszy serca, tępią w nich nasiona cnoty. Jako przyjaciel więc radzę, strzeż pan córkę od tych sideł!...
Aloizy. Nie znasz jej, panie Maksymie...
Maksym. Ależ znam i wiem, że jużby dziś ksienią najsurowszej zakonniczej reguły być mogła, tylko zarazem pamiętam, że człowiek wątły a czart silny, skoro sam Bóg ledwie sobie z nim poradził. Wreszcie jako szczery wasz przyjaciel wyznam ci panie Aloizy, że twoja córka... No mniejsza — głupstwo!
Aloizy (lekko zaniepokojony). Co takiego?
Maksym. Bądź spokojny. Przywidzenie — przywidzenie niespokojnych o wasze dobro oczu, które wszędzie niebezpieczeństwo dotrzegają.
Aloizy. Najlepiej więc spójrzmy na nie czterema oczami. Co zauważyłeś panie Maksymie?
Maksym (zniżając głos). Mniej pan usłyszysz, niż się spodziewasz — drobnostka. Ot chciałem zwrócić pańską uwagę, że Biński nie jest odpowiednią znajomością dla panny Jadwigi. Jako wróg religii i materyalista, kompromituje ją w oczach ludzi i gotów na jej charakter źle oddziałać, a może już oddziałał. Bo cór-