Strona:Pisma VI (Aleksander Świętochowski).djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.

ich rozmowy, domyślam się tylko, że ów przyjaciel przychodził z jakimś nagłym rozkazem od redakcyi.
Józef (z ironią). A rozkaz ten przemienia się teraz pod piórem ojca na piorun, mający jutro spaść z chmur dziennika na jakąś szlachetną głowę.
Jadwiga (z żalem). Szydzisz pan z niego, jak gdybyś nie wiedział ode mnie, dla czego on te pioruny rzuca.
Józef (j. w.). Ach, przepraszam, ciągle zapominam, że według pani takiemu bohaterstwu należy się i odemnie szacunek.
Jadwiga. Nie zapominaj pan nigdy, że kłamstwo jest ratunkiem potrzeby i odpowiedz: czy zawsze złej?
Józef. Zawsze niskiej.
Jadwiga. Bądź pan ostrożniejszym, bo inaczej obrazisz najwyższe pobudki ludzkie. Gdyby Galileusz nie był kłamał przed jezuickim sądem, a Hele przed swoją żoną, nie znałbyś pan wielu planet i nie miał zegarka.
Józef. Rozumujesz pani prawdziwie jak kobieta, bo chcesz dla swego uporu shołdować nawet tych, którzy mu służyć nie mogą.
Jadwiga. Tyleż chcieli Galileusz i Hele, mimo że rozumowali pomęzku.
Józef. Niechże więc pani służą, skoro tego kaprysik wymaga i skoro pani ma odwagę w sprawie lękliwych niewolników świadczyć się śmiałymi bohaterami.
Jadwiga. Dla czego niewolnik ma być koniecznie lę-