Strona:Pisma VI (Aleksander Świętochowski).djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.

kliwym? Alboż jego wytrwałość nie może wyrównać męztwu? Dobry panie, nie trzeba wyłączać ze sprawiedliwości uczuć i myśli, z musu utajonych. Jeśli pan możesz, to rozsadzaj jednym wybuchem skały, ale zarazem nie gardź drobnemi kroplami, które długiem spadaniem je wydrążają.
Józef. Uwaga ta przekonywa mnie o tem tylko, że aby rodzaj kobiecy nie potrzebował wrodzonej obłudy się wstydzić, próbujesz pani nauczyć męzki, jak ma się nabytą chlubić.
Jadwiga. Bo wtedy byłabym zabezpieczona od wrodzonej czy nabytej szczerości rodzaju... pańskiego (chce odejść).
Józef (wstrzymując ją). Wybacz mi pani uniesienie, dla jego intencyi. Czyż podobna, abyś pani sądziła, żem cię chciał obrazić...
Jadwiga. A cóż innego chcieć pan mogłeś?
Józef. Co? Nie czynem, więc przynajmniej słowem pragnąłbym wyrwać panią z gniazda tych fanatyzmem syczących płazów, z którymi ojciec twój splótł się sam i ciebie im na pastwę rzucił. Obłudy myśli i uczuć nie pojmuję nawet wtedy, gdy mi ją przyszłość groźbami nędzy objawia. Zginę jak jeż rozszarpany przez podłe lisy, a nie przytnę ani jednego kolca, który ich paszcze rani, nie zdławię ani jednego swobodnego wyrazu, który się w mej duszy odezwie. I pani tak żyćbyś chciała — a ja kipię szaleństwem, że ci to wzbronione. Mówisz pani i wierzysz, że ojciec twój kłamie