przed nimi z bojaźni, skąd wiesz, że nie kłamie właśnie przed tobą z miłości?
Jadwiga. Wiem, a przekonasz się i pan, gdy ktoś z czasem uwolni tego nieszczęśliwego starca od potrzeby zarobkowania dla mnie.....
Józef (posępnie). Czemuż go uwolnić nie mogę!...
Jadwiga. Chciałbyś pan to zrobić tylko dla — ciekawości?
Józef. Tylko. Bo dla czegóżby więcej? Obrachowałem dobrze, ile mi pragnąć wolno, gdy ze wszystkiemi przegrywam, nawet z panią...
Jadwiga. Ze mną?
Józef. Alboż jestem dla pani tem, czem pani dla mnie?
Jadwiga. Na czyjąż stronę pada przewyżka, jeżeli dla siebie nie równo ważymy?
Józef. Na tę, która pewna swej przewagi śmiało pyta.
Jadwiga. Lub może na tę, która spytana dumnie milczy.
Józef. Pani łaskawa, duma jest jedyną pociechą nieszczęśliwych. Niechże więc nią przynajmniej nagrodzę sobie brak tej miłości w pani, którą czuję w sobie.
Jadwiga (wzruszona). Gdyby te ściany słyszały kiedykolwiek bicie serca mojego, odpowiedziałyby panu na to za mnie echem słusznej wymówki...
Józef (z zapałem). Klnę się na godność człowieka, że zaledwie w marzeniu objawiła mi się taka nadzieja!
Strona:Pisma VI (Aleksander Świętochowski).djvu/158
Ta strona została uwierzytelniona.