Strona:Pisma VI (Aleksander Świętochowski).djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.

Bodajdy w ustach pani była ostatnim dosłyszanym głosem mojego życia! Niestety, będzie się ono długo wlec przy zgaszonem jej świetle.
Jadwiga (czule). Czem się trapisz, mój kochany panie...
Józef. Niemożnością przyjęcia daru, który mi pani ofiarujesz. Wczoraj dowiedziałem się, że hrabia Jaszczur, który nieograniczenie rozporządza wolą twojego ojca, przeznaczył cię za żonę...
Jadwiga (gwałtownie). Komu?!
Józef. Swemu sekretarzowi.
Jadwiga. Kto mu czoło wytarł do takiego bezwstydu?!
Józef. Gdy o tem usłyszałem, krew zapiekła mi w żyłach i usta zacięła. Nie miałem siły zaraz pani o tem donieść, dopiero dziś przyszedłem, nie wiedząc po co, po to chyba, ażeby usłyszanem od ciebie wyznaniem jeszcze głębiej rozedrzeć poszarpane serce.
Jadwiga. Jakto, pan nie wierzysz odległości, jaka dzieli zuchwalstwo tego tyrana od mojej zgody? Nawet ze mną boisz się stanąć do walki przeciw hrabiemu?
Józef. Nie, tylko boję się z tobą pani stanąć do walki z własnem ubóstwem, otwierającem przede mną już dziś przepaść, w którą mnie zdradziecko ukryta ręka jutro może strąci. Ciebie pani za sobą pociągnąć nie mogę.
Jadwiga. To mówi człowiek, który już mężnie odbił tysiące najśmiertelniejszych ciosów w starciu z jezuic-