Strona:Pisma VI (Aleksander Świętochowski).djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

Józef. Więc on dół na mnie wykopał! Chwała ci panie Aloizy, sługo kryjomego dusiciela! (siada bezwładny na krzesło.
Jadwiga (do Aloizego). Przecież nie wszystko mu hrabia zabierze?
Aloizy. Nawet ciebie...
Jadwiga (w uniesieniu). Chociażby był wszechmocnym — nigdy!
Aloizy. Powiedz to jemu samemu, gdy tu z Milczkiem za chwilę przyjdzie i zapyta: czy wolisz poślubić jego sekretarza i na zawsze ubezpieczyć nasze życie, czy odmówić i skazać się ze mną na śmierć głodową.
Jadwiga (j. w.). Skąd wiesz, ojcze, że tego ode mnie żądać będzie?
Aloizy. Był tu Maksym.
Jadwiga (padając na sofę). Kamienie płaczcie nade mną! (chwila ogólnego milczenia).
Aloizy (przybiegłszy do Jadwigi). Kochanko moja, gwałcić twej woli nie chcę...
Jadwiga (spokojnie). Dobrze, zrobię czego żądacie. Poniżałeś się ojcze dla mnie dotąd, teraz na mnie kolej poniżyć się dla ciebie. Konieczne następstwo. Gdybym nie była przyjęła twojej ofiary, nie byłabym dziś do podobnej obowiązana.
Aloizy (z boleścią). Strasznie mi to brzmi. Myślałem, że cię dla innego świata im ukradnę. Ale ty dzieci swoje dla niego uratuj! Niech swobodna myśl, zadu-