Strona:Pisma VI (Aleksander Świętochowski).djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

nans. Najbardziej szkoda mi pięknych oczu pani, których blask niezadowolenie przyćmiło. Panie Milczek, strzeż się tego, bo będziesz miał ze mną do czynienia.
Milczek (z głębokim ukłonem). O, panie hrabio...
Jaszczur. Ukłoń się pan naprzód ojcu i córce, boś o tem zapomniał. (Milczek chwyta za rękę osłupiałego Aloizego).
Jadwiga. Ażeby i pan hrabia nie zapomniał, przedstawiam: pan Biński mój narzeczony.
Jaszczur. Narzeczony? Panie Maksym, panie Aloizy, co to znaczy?
Maksym. Nie wiem.
Józef (do Jaszczura). Ostrożnie pan pytaj, ażebym ja nie zaczął pytać pana.
Aloizy. Wyrodne dziecko, zbuntowane przez tego szaleńca, oparło się twojej, panie hrabio, i mojej woli, a Bóg świadkiem, że twoja moją była... Teraz nic mi nie pozostaje, jak tylko przekląć ich oboje i służyć nadal wiernie tobie, łaskawy dobroczyńco.
Jaszczur (z ironią). O wierność pańską nigdy nie drżałem, daleko więcej chodziło mi o córkę.
Józef (groźnie). A zapewnie chodzi panu także o swoją całość...
Maksym. Panie hrabio, nie warto się narażać.
Jaszczur. Nie bójcie się, zapłaci mi on za to (do Milczka) Zejdź pan na dół i zawołaj mi fiakra. (do Aloizego) Proszę na chwilę za mną (wychodzą wszyscy prócz Józefa i Jadwigi).