Jadwiga. Kłamstwo moje przed tym sępem do niczego pana nie obowiązuje. Nazwałam pana narzeczonym dla tego tylko, ażebyś nie miał prawa mnie potępiać. To nam jednak rozstania nie zamyka.
Józef (błagalnie). Nie pamiętaj pani słów, które boleść na usta wyrzuca. Czy widząc cię dobrowolnie upadającą, mogłem być spokojnym, a nawet sprawiedliwym?
Jadwiga. Owszem byłeś pan sprawiedliwym, skoro mimo całej okropności wyrzutu, poszłam za jego natchnieniem. Ale wyrzut ten mnie boli... strasznie boli.
Józef (biorąc ją za rękę). Męczennico moja, nie skarż się na tę przykrą chwilę, bo ją błogosławić muszę za to, że mi ciebie przywróciła. Spójrz na mnie przebaczeniem... miłością.
Jadwiga (rozrzewniona). Kocham cię — znowu... Och! i ty mnie kochaj... bardzo... ażebym znieść mogła ojcowską klątwę...
Aloizy (wpadając wzruszony). Dzieci moje — kłamałem — ja was błogosławię, a chociaż z rozkazu opuszczę i przeklnę, kochać i wspierać będę — za maską (wybiega do swego pokoju).
Józef. Potworną...
Strona:Pisma VI (Aleksander Świętochowski).djvu/164
Ta strona została uwierzytelniona.
SCENA VI.
Józef i Jadwiga, później Aloizy.