Strona:Pisma VI (Aleksander Świętochowski).djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

Paweł. Czemuż ten grom mnie w usta włożono? (do Heleny) Odgaduję, że pani jesteś siostrą...
Helena. Tak.
Paweł. Muszę pomówić z panią na osobności. Jestem Paweł Zdzitek, szkolny towarzysz Urbana.
Janina. Ja przeszkadzam?
Paweł. Bynajmniej. Pragnę tylko uszanować pani niezdrowie, słabe siły... Chciałbym... błagam... okaż pani męztwo matki, której życia dzieci teraz jeszcze bardziej potrzebują.
Janina. Co panu jest? Wyglądasz blady, rozdrażniony.
Paweł. Nie czuję największej boleści własnej wobec widoku śmiertelnej rany w sercu cudzem.
Helena. Mnie pan byłeś łaskaw wybrać za powiernicę swego smutku, więc usuńmy się i powiedz mi pan, jakiej ulgi od nas żądasz.
Paweł. Przebaczcie mi panie — cios mnie ogłuszył, nie mogę, nie mam odwagi mówić jasno. (do Janiny) Gdybym umiał panią zakląć na coś, na kogoś najdroższego z żyjących, ażebyś bohatersko zniosła.
Janina. Przez litość, panie Zdzitek, dosyć tego. Dręczysz jakąś złowrogą zagadką kobietę, która ledwie powstała z ciężkiej niemocy. Odwiedź nas, gdy Urban będzie w domu.
Paweł. Będzie niedługo.
Janina. Aż o czwartej.
Paweł. Zaraz...