Strona:Pisma VI (Aleksander Świętochowski).djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

Janina. Skąd pan wiesz? Przyrzekł?
Paweł. Nie, ale... zachorował.
Janina. Urban? Zachorował?
Helena. Przed chwilą zupełnie zdrów wyszedł.
Paweł. Gdy przechodził koło fabryki, dachówka spadła i...
Janina. Zraniła go? Może niebezpiecznie? Mów-że pan!
Paweł. Spadła i...
Janina. Człowieku, miłosierdzia! I — co?
Paweł. Rozcięła mu głowę.
Janina. Czemu pan sączysz mi tę wiadomość po kropli, kiedy on potrzebuje opieki. Helenko biegnijmy co prędzej!
Paweł. Zostań pani, tu go przyniosą.
Janina. Oszalałeś pan! Mam czekać!
Paweł. Pani nieszczęśliwa, Urban... nie żyje!
Janina. Pan kłamiesz!... Pan bluźnisz!... Pan... tylko przypuszczasz — prawda? Co usłyszałam? Urban — nie żyje? Pomocy! Urbanie, ratuj! Szatany rozdzierają mi piersi... wyszarpują mózg! Gdzie ty jesteś? Mężu mój! Dzieci, wołajcie ojca! Ucieka... w widmo się rozpływa... krew twarz mu oblewa... Światło moje gaśnie... ciemność całun rozpościera... Urbanie!...
Helena. Janinko, uspokój się...
Janina. Idzie? Dachówkę ma w ręku... Skarci mnie, że się tak przeraziłam... Słyszę kroki na schodach... stąpania ciężkie, ale nie jego... Niosą... Urbanie! (biegnie do drzwi i pada).