Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/005

Ta strona została uwierzytelniona.

Regina (śmiejąc się). To korzystną dostał lekcyę — pewnie był z zapłaty bardzo zadowolony.
Cecylia. Gdzie tam? Zwykle nic nie mówił, a czasem jeszcze płakał.
Regina. Płakał? A to dlaczego?
Cecylia. Albo ja wiem. Kilka razy aż się na niego rozgniewałam. Ale paniusiu najdroższa, ja dziś koniecznie do niego pójdę, bo niezawodnie powrócił ze Lwowa i nic nie wie, co się stało z ciocią i ze mną. Trzy dni już nie widzieliśmy się a dawniej jednego nie mogliśmy bez siebie przeżyć. On z pewnością płacze — a ja już płakałam...
Regina. Jakże się nazywa ten twój czuły nauczyciel?
Cecylia. Nie mogę powiedzieć — zabronił. Codzień mi powtarzał: jeśli ludzie spytają, kto cię grać uczył, to powiedz, że święta Cecylia. Słucham go wiernie i nietylko w tem, o bo my mamy między sobą mnóstwo ważnych tajemnic. Mój Boże! powiedziałam, że czasem płacze a tak mi zakazał. Muszę mu się przyznać i zaraz poproszę, ażeby mi pozwolił panią do naszych tajemnic przypuścić. Znowu będziemy sobie żyć w troje a gdy ciocia wyzdrowieje — w czworo. Może nawet już wyzdrowiała — pobiegnę do szpitala i dowiem się.
Regina. Posłałam już pannę Melanię — ona zaraz wróci i wszystko nam powie.
Cecylia. Ale do mojego księżulka koniecznie pójdę a gdyby pani mnie zamknęła i nie puściła, to bym umarła.