Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/011

Ta strona została uwierzytelniona.

Cecylia (czytając dalej). «Nie jestem gorszy od innych, zatem nie powinienem być mniej szczęśliwy, zwłaszcza że uczucie, które bym nawet gotów... (coraz słabszym głosem) nazwać... miłością...»
Regina. Dla czego moja dzieweczko tak zbladłaś?
Cecylia. (usiłując czytać). Pan Ksawery Jastrzębiec.
Regina. Znasz go? I może...
Cecylia. O nie... nie... Raz mnie spotkał na ulicy i odprowadził do domu... Potem był u nas... ale ciocia... ksiądz... więcej już nie był...
Regina. Widywał cię jednak — nie prawda? — coś przyjemnego szeptał, o temperaturze swego serca zapewniał... No nie wstydź się — to nic nie szkodzi. Możesz pana Ksawerego swobodnie słuchać, dopóki cię zajmować będzie, a potem proponuj mu przez Marylkę samotny spacer. Ludzi znać warto... Bawiąc się zaś niemi — ostrożnie!... z sobą...


SCENA II.


Też i Melania.


Melania (wchodzi). Jakaś poważna lektura... Cesiu nie chmurz się, bo to zły prognostyk dla lektorki.
Regina (całując Cecylię). Nie wierz: złe od takich jak ty aniołków ucieka. Teraz idź, ubierz się, każ służącemu, żeby cię odprowadził do klasztoru, bo już ciemno.