Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/013

Ta strona została uwierzytelniona.

pamiętaj pani to ostrzeżenie, tem więcej, że — jak mi mówiono — odważnie rzuca rękawiczkę z ambony szczególnie płci naszej.
Regina. Jeśli mnie ją rzuci a zasłuży na to — równie odważnie podniosę. Czy to może ten sam zakonnik, który wyszukuje i chowa bezimienne dzieci?
Melania. Podobno.
Regina. W takim razie wiedziałabym o nim więcej jeszcze, niż pani.
Melania (wskazując na koperty odczytanych listów), Ach, gdyby on wiedział o tych zmarnowanych pociskach Kupidyna!
Regina. Zaręczam, że te bardzo by go ucieszyły.
Melania. Z wyjątkiem jednak celnej strzały pana Ksawerego, który tu z pewnością niedaremnie wysłał swój bilecik.
Regina. Proszę mi wybaczyć, ale mówisz pani jak nieraz przestrzelona łukiem jego amora tarcza. Cesia nie doczytała mi jego listu — co on tam pisze? (czyta) «O szóstej przyjdę». Miła nadziejo! Więc to słońce (patrzy na zegarek) za kwadrans wejdzie w moim — przedpokoju!
Melania (zbliżając się do Reginy). Powiedz mi pani szczerze — czy on ci zupełnie obojętny?
Regina. We wszystkich znanych w gramatyce czasach i trybach — a wierz mi pani, bo na jego dochód nie skłamałam dotąd ani jednego słowa.
Melania. Wolno pytać dalej?