Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/023

Ta strona została skorygowana.

dów byłem sobie, ogólnie mówiąc, skrzętną pszczołą, której przeznaczono z gorzkich kwiatów tego padołu słodki miód wysysać. Jak pewnie zauważyłaś, przez ostatnie trzy miesiące krążyłem około tej róży. Jakie plony zebrałem — mniejsza, dość że kochanka słowików i motyli, chcąc zataić swą stratę i nie spłoszyć licznego roju, który się ze mną przy niej uwijał, gdym ją opuszczał, dotkliwie i jawnie mnie ukłuła.
Melania. Szkoda, że z nią już wprzódy o tem mówiłam i że zamiast strategii podboju, mogę podziwiać w tobie tylko — sztukę zręcznego odwrotu.
Ksawery. Jak ci się podoba, moje dziecię; zapamiętaj sobie wszakże jedną praktyczną wskazówkę: gdy spostrzeżesz jakąś parę rozchodzącą się w dwie różne strony, pytaj zawsze mężczyzny a nie kobiety, co między niemi zaszło.
Melania. Dam ci praktyczniejszą: nie pytaj ich wcale, bo ona powie za mało i jego uniewinni, a on za dużo i ją potępi.
Ksawery. Pozwalam, gdyż nie to mnie w tej chwili obchodzi, lecz ukaranie Reginy.
Melania. I ja mam ci w tem dopomagać?
Ksawery. Tak — ty jej odbierzesz — Cecylię.
Melania. Cecylię — ja — dla ciebie?
Ksawery. Ty — ją — dla mnie.
Melania. Szatanie, czy sądzisz, że ci i sumienie na usługi odstąpię? Że będę ci w twojem niegodnem polowaniu tropić i przynosić zwierzynę? Rozstań się z tą