Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/025

Ta strona została skorygowana.

nia w tym nowym występie trzeba pozbyć się stosunków dawnego zawodu, więc naprzód zaopatrzyła się w młodziutką i niewinną przyjaciółkę, potem odsunęła niemłodziutkiego i nieniewinnego przyjaciela, a wkrótce odprawi żenującą rezydentkę. Tym sposobem wyrestauruje swoją opinię, ludzkiej złości wyrwie dwa trzonowe zęby: mnie i ciebie i uspokoi ją wyśmienicie moralnym przysmakiem — Cecylią.
Melania. Zatem?
Ksawery. Zatem powinnaś ją Reginie odebrać i dopóki ciotka nie wyzdrowieje, u siebie zatrzymać.
Melania. Dla... ciebie?
Ksawery. A cóż mnie po niej! Tak młodych przepiórek nie lubię i gdyby mi w największym głodzie niebo ją zesłało z dodatkiem jedynie manny, przysięgam ci na mój gust, że wybrałbym mannę.
Melania. Kiedy się czaisz, zawsze jesteś poczciwy. Nie mam żadnej pewności, że nie posłużysz się mną w zgubieniu tego dziecka.
Ksawery. Niepotrzebnie widzisz we mnie tygrysa, tem więcej, że chcę się tobą posłużyć, ale zupełnie w innym celu. Przewiduję bowiem, że Regina z czasem swoją lektorkę umyślnie zepsuje, ażeby się uwolnić od nieprzyjemnego a ciągłego z nią porównania. Jeśli więc prawda, że jesteś jeszcze na niedolę cnoty bardzo czułą, to możesz jej właśnie przez ocalenie Cecylii...
Melania. Ach gdybym mogła przeniknąć, co w tej chwili myślisz!