Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/035

Ta strona została skorygowana.

myśleć, skoro zaledwie przybył, już dziś odwiedza główną polską westalkę.
Regina (wesoło). Z arcykapłanem naszego miasta!...
Aureli. A moim trzecim ojcem. Bo winienem panią objaśnić, że jestem spadkiem, który się dostaje drugiemu z kolei przyjacielowi mego właściwego rodzica. Naprzód odziedziczył mnie i wychował pewien zacnej w mojem życiu pamięci samotnik, którego przed miesiącem śmierć mi zabrała. Ten znowu zapisał mnie ostatniemu z trójcy księdzu Makaremu, którego osobiście znam dopiero od tygodnia, ale w marzeniu kochałem oddawna. (ściskając rękę Makarego) Nie unieważnisz ojcze testamentu swego przyjaciela... i pozwolisz mi nazywać się swoim synem...
Makary (wzruszony — z ironią). Tego panu nie długo będzie potrzeba; wynajdziesz sobie lepszą miłość. Bo i czasu nie marnujesz, kiedy w ciągu kilku dni zdążyłeś nawet tu przyjść.
Aureli. W tem zasługa nie moja, lecz pani, która mi tak pozwoliła wyskać przypadkowe poznajomienie się w podróży, że już dziś mam prawo i honor ją odwiedzić.
Makary (śmiejąc się szyderczo). Ciesz się pan, żeś tak wyjątkowo szczęśliwy; bo chociaż to samo prawo wszyscy tu posiadają, przy honorze sam jeden się utrzymasz.
Regina. Nie wszyscy.... a jeśli ojcze wątpisz, wyszedłszy stąd, zechciej tu dziś lub kiedyś powrócić...