Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/044

Ta strona została skorygowana.

Regina. Korzystniej jednak byłoby dla ideałów pańskich czarnoksięzkiej latarni z rzeczywistością nie porównywać, lecz uciekłszy stąd, zdala nimi się łudzić. Między dzikimi będziesz pan mógł wierzyć, że cywilizowani swobodnie żyć i pracować pozwalają.
Aureli. Raz Maur opowiadał mi taką bajkę: Pewnemu muzułmaniowi śniły się ciągle porywające widoki raju. Trawiony tęsknotą do nich tak męczył modłami Allaha, że wreszcie uniósł się na obłoku. Zaledwie przeszedł bramę raju, spotyka go cudowna dziewica, która usłyszawszy, po co przybył, zaczęła wszystkiemi ponętami swej mowy radzić mu, ażeby powrócił na ziemię, gdyż przechwalony eden jest właściwie królestwem brzydoty. — Dobra niebianko — powiada jej przybysz — chociażby cały skarb uroków tej krainy nie miał żadnego więcej nad te, jakie w tobie posiada, jeszcze i wtedy byłaby ona dla mnie najpiękniejszą ze światów. Jeśli zaś chcesz, ażebym ten raj opuścił, odczaruj mnie naprzód z własnych czarów i naucz nie pamiętać, żem był tu i widział ciebie.
Regina. Cóż ona na to?
Aureli. Panią prosi przeze mnie o zastępstwo w odpowiedzi.
Regina. A pan może ją odbierzesz w imieniu owego muzułmanina?....
Aureli. Chętnie, bo pragnąłbym mieć zakończenie dla mojej bajki.
Regina (po chwili zamyślenia). Ja bym odpowiedziała: