zechciej mój przychodniu zapomnieć, żeś tu był, a może nie będziesz potrzebował zapominać, żeś mnie widział.
Aureli. Dla czego?
Regina. I ja opuszczę ten raj — możesz go opuścić ze mną.
Aureli. (z gorzkim żalem}. Więc koniecznie stąd się oddalić lub stracić... Cóż to za okropna próba.
Regina. (z lekką ironią). To też wyobraź pan sobie, że jesteś na nią wystawiony tylko — w bajce.
Aureli. Pani... jam w uczuciach dziecko. Zamiast szydzić z mojego prostego serca, powiedz mi lepiej, co kryjesz w zagadkowem — swojem.
Regina. Dla kogo?
Aureli. (wzruszony) Dla... mnie.
Regina. Może już jutro... nic!
Aureli. Ale dziś...? O bodajby to jutro spóźniło się o całe trwanie świata!
Regina. Panie Aureli... raczej gaśmy się a nie zapalajmy.
Aureli. (z zapałem). Spłonę w własnych uczuciach, a nie zgaszę ani jednej ich iskry. Dość już tego lodu, którym mi pani od dwu tygodni każesz zamrażać gorętsze słowa. Dłużej udawać i milczeć nie będę, bo po raz pierwszy w życiu — to muszę, i po raz pierwszy — nie mogę. Będę mówił wszystko, co w sercu usłyszę a szczerość moją niech uniewinni świat, który mnie tak wychował. Mów i pani więcej, chociażby to, żeś
Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/045
Ta strona została skorygowana.