Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/054

Ta strona została skorygowana.

Regina. Bezwstydem, w który jeszcze wierzyć nie mogę...
Ksawery. Pani dobra... co dla zatarcia różnicy między nami straciłem przed chwilą w zrównaniu się z panią, należałoby mi zwrócić w należnej grzeczności.
Regina (dumnie). Kto pan jesteś?
Ksawery. Dziedzicznym moim herbem Jastrzębiec — osobistym — honor, wolno wiedzieć, jak się zwie pani nabyte szlachectwo?
Regina. Kiedy panu honor służy, wybieram bezcześć dla siebie, aby tylko różnica między nami się nie zatarła.
Ksawery. Wybór tak właściwy, że trafnością odkupuje nawet swoje znaczne spóźnienie.
Regina (w uniesieniu). Teraz mnie pan tylko upewnij, żeś śmiał targnąć się na Cecylię, a przez całe życie zdobić się będę obrazą ust pańskich!
Ksawery. Co za szczęście, że godność męska jest jak wydra — nawet najgłębiej zanurzywszy się, wypływa sucha. (siada) Temu cennemu przymiotowi mojego rodzaju pani winna naszą obecną pogadankę, a ja spokój, że po wyjściu stąd skrzywdzonym przez nią nie będę. Ażeby zaś nawzajem nie skrzywdzić, ośmielę się przed kwestyą Cecylii uczcić podziwem usta pani, które są tak czarodziejskie, że napoiwszy wielu odurzającą rozkoszą, teraz chcą wysączyć dla mnie otrzeźwiającą kroplę cnoty...
(W czasie tych słów wchodzi Antoni i staje w głębi sceny).