Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/056

Ta strona została skorygowana.

będę, że w służbie mojej pani nie znalazła się ani jedna ręka, któraby chciała dotknięciem zaszczycić twoją twarz honorową...
Ksawery. Ten lokajski sąd...
Antoni. Ani słowa! Czołem łotrze przed uczciwością lokajów, a za drzwi z ich wzgardą.
Regina (z wstrętem). Korzystaj pan z bezpieczeństwa, póki uczciwość tylko gardzi.
Ksawery (blady milcząc wychodzi).


SCENA VI.
Regina i Antoni.

Regina (do służących). Odejdźcie, moi kochani — tylko ty Antoni zostań. Drżałby ród kobiecy, gdyby nieraz widział, jak wyglądają jego ideały — prawda? (siada zmęczona) I ja drżę, mój przyjacielu... W ludziach muszą być wulkany, bo czuję w sobie trzęsienie... (drgnąwszy) Och! wszystko się we mnie przetapia... na boleść. Wystaw sobie, kochany, słyszę jak mnie powietrze dotyka... myśli przed sobą widzę... Antoni! nigdy tak nie cierpiałam!...
Antoni (czule). Źrenico moja, nie martw się — panienkę znajdziemy.
Regina. Nie wiem wszystkiego — pytać się boję — ten straszny ksiądz mi zabronił. Nawet Marylki od wczoraj nie ma, a przecież ona odprowadziła Cecylię do tej nieszczęsnej jaskini.