dziecko i kochać je!... (gwałtownie) No przyznaj się, może jesteś także... ojcem!
Jacenty (zerwawszy się). Księże Makary, na takie podejrzenie nie zasłużyłem. Przecież nie jestem żaden zbrodniarz...
Makary (w spazmatycznym śmiechu). Zbrodniarz... zbrodniarz! Robacze serce, jak ty czujesz? O, bracie, przestań się modlić a ucz się rozgrzeszać, bo kiedyś będziesz cudze serca sądził. A teraz idź, idź i powiedz podobnym sobie, że ja w chórze dziś modlić się nie będę, bom oszalał!
Jacenty (odchodząc przerażony szepcze półgłosem). Oremus, omnipotens Deus...
Makary (stoi przez chwilę, potem rzuca się na klęcznik ukrywając twarz w dłoniach i wstaje). Nie mogę...
Aureli (wszedłszy zatrzymuje się).
Makary (spostrzegłszy go — w uniesieniu). On, czy tylko... myśl moja?!
Aureli (zbliżając się i podając mu rękę). Ja, ojcze kochany. Przecież sam wczoraj żądałeś, ażebym rano do ciebie przyszedł...
Makary (patrząc mu w oczy ze wzruszeniem). Zabiła się? — Nie kryj pan — i to zniosę... (rozpaczliwie) Spla-