Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/070

Ta strona została skorygowana.

po świecie zapłakanem okiem, dostrzegłam odrazu, że mnie czekało poddaństwo lub walka. Wybrałam ostatnią — zaczęłam żyć sama. Nie minęły jeszcze dwa lata a już mnie za to — słuchaj ojcze — za to tylko potępiono. Cywilizowani zbrodniarze uważali się za cnotliwszych ode mnie i nikt im tej wyższości nie odmawiał; uczciwi odwracali się ze zgrozą i nikt im tego za złe nie brał. Wzajemnie pogardziłam wszystkimi. Z potępienia świata czerpałam godność, z jego złorzeczeń — rozkosze. Nie czułam nic prócz tego, że byłam swobodnym człowiekiem. Za ten jeden zaszczyt zrzekłam się wszystkich, jakie mi świat wzamian obiecywał i z jakich mnie wywłaszczył. Nie ustąpiłam mu do dziś. Ze wszystkiego, co mi się od ludzi należy, najbardziej strzegę moich praw człowieczych. Jestem dla siebie ogniskiem stworzenia. Dla nikogo z musu się nie poświęcę, cnoty w umartwieniu znać nie chce, obowiązku zapomnienia o sobie nie rozumiem. Niech inni przechodzą życie, nie zauważywszy siebie — mnie ten nimbus pokory nie wabi. Dla mnie ludzkość nie jest żadnym obłokiem kurzu, którego wszystkie źdźbła biedz muszą za popędem jednego powiewu. Ile ludzi, tyle osobnych światów — ja jednym z nich i wiem o tem. Nie chcę być niedostrzegalnem ziarnkiem kupy mierzonej masą, nie chcę poruszać się jedynie ruchami gromady, ale przedewszystkiem żyć dla siebie i przez siebie. Wszędzie rozpostrzeć mi wolno moje ludzkie prawa, gdzie one cudzych nie naruszą.