Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/088

Ta strona została skorygowana.

z tymi bohaterami nowożytnej sielanki — robotnikami.
Wiszar. Och, panie Morski, rzeczywiście gotów byłbyś karmić nimi pijawki.
Morski. Nie, ale wiem, że kubek drewniany nigdy dzwonkiem nie będzie, nawet posrebrzony. Życzę im dobrze i dlatego ostrzegam, ażeby ich pan nie znarowił. Kiedy zacny ojciec pański, ksiądz Makary, odjeżdżając na swe apostolstwo do Afryki, wezwał mnie, ażebym porzucił fabrykę francuską i nad pańską ster objął, natychmiast opuściłem miejsce wygodne i starą głowę przywiozłem na usługi syna przyjaciela mojego. Widzę jednak, że ona się panu nie przyda, że zatęchła dawnemi wyobrażeniami, że tu potrzeba młodszej, złudzeniami rozpalonej.
Wiszar. Tak prędko i tem tylko zniechęciłem was, kochany panie, że z rąk biedaków boję się wytłaczać dla siebie krwawych kropel zysku i własnych pomazać cudzą krzywdą? Że tej ubogiej gromadzie radbym zapewnić szczęście? Nie przeczę, z wielu twardych skorup należy obrać te prostacze natury, zanim się dobędzie szlachetne jądro; ale to nie są tak zwyrodniałe płonki pnia ludzkiego, ażeby na nich szlachetniejszych popędów szczepić nie można.
Morski. Szczepić! To niech pan założy instytut wychowawczy a nie fabrykę papieru!
Wiszar. Fabryka nasza będzie jednocześnie instytutem wychowawczym.