Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/093

Ta strona została skorygowana.
SCENA IV.
Regina i Wiszar.

Regina. Uległ nieprzekonany. Drwi z nas... Może i świat, ten wielki chór, który wybucha śmiechem w dramatach ludzkich, urągać nam będzie! Mnie to nie przeraża. I ty Aureli chyba nie znieważysz usiłowań naszych, gdy je życie połamie?
Wiszar. Bądź tego pewną. Puszczam bez namysłu i obawy wszystkie życzenia moje w ślad woli twojej i o to tylko dbam, żeby przypadkowo z nią się nie zminęły. Dojrzewałem w stosunkach innych, na tułaczce podróżniczej po puszczach afrykańskich, Europę ledwie musnąłem wzrokiem przelotnie, krajowi rodzinnemu dopiero od niedawna się przyglądam, więc ani pól godnych pracy, ani jej sposobów wcale nie znam. Ale wiem, że ile razy zbłąka mi się rozum lub uczucie, ty je zawsze na dobrą drogę wyprowadzisz. W miłości mojej dla ciebie mieści się wszystko, co czynami człowieka kieruje. Musisz mi przewodniczyć, bom pijany nią, odurzony, a gdy cię przy sobie nie widzę, doznaję zawrotu głowy, zataczam się, szaleję, wskakuje we mnie lew...
Regina. Przecież ja cię nie opuszczam.
Wiszar. O, tak, nie opuść nigdy, bo rzuciłbym się między ludzi wściekły i rozszarpywał ich, dopóki by mnie nie zabili.
Regina. Toś ty jeszcze nieobłaskawiony?