Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/109

Ta strona została skorygowana.

sądzę, że warchołom, rozdmuchującym namiętności dla wzniecania groźnych pożarów, rozmaitym anarchistom, latającym wśród mas ciemnych z zapalonemi pochodniami, bezmyślnym burzycielom gmachu społecznego, jednostkom wściekłym lub szalonym trzeba odebrać wpływ; ale odebrać go można tylko przez rzetelny stosunek kapitału do pracy, przez zastąpienie w rachunkach z ludem roboczym samolubstwa uczciwością. Tego tylko pragnę dokonać — i żadnych burzycielskich zamiarów nie mam. Że zaś mój niewinny plan komuś spekulacyę poderwie — nad tem ani ja ubolewać, ani kraj płakać nie będzie.
Hr. Scibor. Widzę, żeśmy ludzie odmiennych światów i odmiennych poglądów. Daruj mi pan więc natręctwo i uwierz, że zarówno w tej chwili, jak i później, kiedy się może zetrzemy, nie będę ograniczonym sobkiem, lecz obywatelem, mającym na widoku dobro społeczne.
Wiszar. Łatwo nam będzie wzajem się szanować.
Hr. Scibor. Nie miej pan zbyt miękkiego serca, bo ci je rozbiorą, rozkradną, a kto chce niem obdarzyć wiele ludzi, musi je uczynić twardem, ażeby się tylko po kruszynie odłamywać dało. Wtedy pan nie strwonisz się dla małej, lecz obdzielisz wielką gromadę. Pamiętaj przestrogę Scibora, który dużo przeżył i przemyślał. Żegnam pana z żalem, żem cię nie nawrócił.
Wiszar. I ja z przykrością, żem pana przekonać nie zdołał.