Kreisler. Justynie zobacz, kto mówi.
Justyn (przyłożywszy ucho do trąbki). Pan Wydmuchalski, redaktor Gazety wieczornej pyta, czy może widzieć się z ojcem.
Kreisler. Owszem.
Justyn (do telefonu). Prosi pana.
Hr. Scibor. Rad jestem, że tu przyjdzie, to człowiek rozumny i uczony.
Kreisler. Bardzo... bardzo... W naszej sprasie[1] to najlepszy probierz wiedzy i mądrości. Drugą tedy kwestyą, nad którą powinniśmy się zastanowić, jest obmyślenie sposobu przyciągnięcia robotników i uśmierzenia ich roszczeń. Nie wątpię, że za rok, dwa, zwłaszcza gdy zniżymy ceny papieru, Wiszar zachwieje się, a robotnicy, nie otrzymawszy obiecanych zysków, otworzą rzeroko[2] oczy i gęby... Ale my nie możemy jedynie czekać tej pory i musimy naszych olśnić jakąś korzyścią, ażeby nas nie opuścili. Otóż czem? Chciałbym wynaleść taki środek, któryby nas nie zobowiązywał do ofiar ciągłych, stałych...
Hr. Scibor. Aby tylko nie za wiele blagi.
Kreisler. Odrobina jej będzie niezbędną. Czy panowie nie uznajecie za stosowne zakupić wszystkim kartofli po 5 korcy na rodzinę?
Hr. Scibor. Rozśmieją się i dopatrzą w tem obawę.
Kreisler. Rzeczywiście. A gdyby dla każdego nowonarodzonego w roku bieżącym dziecka złożyć dukata wsparcia w złocie?
Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/126
Ta strona została skorygowana.