Hr. Scibor. Nie pobudzajże pan ich płodności, skoro nie myślisz jej skutków nadal dukatami okładać.
Kreisler (śmieje się). Alboż oni czekają na zachętę! Zauważę przytem, że nawet większa wydajność tego plonu z czasem zwróciłaby nam nakład w tańszej pracy dzieci, które dla fabrykantów są zawsze dobrym interesem.
Hr. Scibor. Wszystko to są sztuczki, z których spekulacya za zbyt wyłazi na wierzch.
Ksawery. A może się panom przyda mój pomysł...
Kreisler. Słuchamy.
Ksawery. Według mnie, najodpowiedniejszą byłaby tu loterya, którą lud nasz bardzo lubi i która najmocniej oddziałałaby na namiętności, a nie kosztowała wiele. Ustanowić w fabryce dwie wzgrane: jedną 1.000 drugą 500 złotych reńskich, rozdać robotnikom bilety, a przy końcu roku urządzić ciągnienie. Obdarzonych będzie tylko dwóch, ale podnieceni wszyscy. Nadto ci dwaj nagłem zbogaceniem się będą dla innych widocznym przykładem pracy u nas i utrzymają w nich nadzieję zdobycia podobnego losu. Gdy potrzeba takiego środka zniknie, można go będzie wprost znieść, usprawiedliwszy się, że rząd zakazał.
Kreisler. Panie, jesteś mądrym, dowcipnym, genialnym. Każde słowo zamienia mi się w ustach na wyraz uznania i wdzięczności.
Hr. Scibor. Ksawery, czy ty doradzasz to poważnie?
Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/127
Ta strona została skorygowana.