Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/129

Ta strona została skorygowana.

Wydmuchalski. Dobrze. (głośno) Bądź pan łaskaw ostrzedz mnie, jeśli przeszkadzam.
Kreisler. Przeciwnie jest pan nawet w tej chwili bardzo dla nas pożądany. Prawda, panie hrabio?
Hr. Scibor. Istotnie (podaje rękę Wydmuchalskiemu, który wita się również z Ksawerym).
Wydmuchalski. Przyszedłem tu z interesem, a spotkał mnie zaszczyt.
Hr. Scibor. Chcielibyśmy usłyszeć zdanie pańskie w pewnej sprawie społecznej. Wiesz pan — bo w dzienniku swoim tego faktu lekko dotknąłeś — że pan Wiszar swoją fabrykę...
Wydmuchalski. Dziwny traf! Nie tylko znam ten dziki wybryk, ale on właśnie mnie tu sprowadził. Doniesiono mi, że ekonomiczny bzik pana Wiszara nie jest już pryszczem miejscowym, lecz rozszerza się i grozi niebezpieczną wysypką całemu przemysłowi naszemu... Czy tak?
Kreisler. Groźniejsze to trochę, niż pierwotnie przypuszczaliśmy.
Wydmuchalski. Czy panowie nie obmyśliliście żadnych środków zapobiegawczych?
Hr. Scibor. Owszem, na wniosek pana Kreislera postanowiliśmy: naprzód zniżyć cenę wszelkich papierów o część czwartą i postawić pana Wiszara w niemożności osiągania zysków, które zapewnił robotnikom; a powtóre dla uśmierzenia i zachęcenia czeladzi naszej urządzić loteryę pieniężną z dwiema wy-