Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/133

Ta strona została skorygowana.

widocznym i zgubnym, uderzę na niego całą powagą mojej gazety.
Kreisler. Oddasz pan krajowi usługę zacną.
Hr. Scibor. Tylko umiarkowanie, po obywatelsku...
Wydmuchalski. Ależ panie hrabio, ten człowiek nas wyzywa! Nie wiem, czy panowie słyszeliście, że on zgładza rodzinę.
Hr. Scibor. Jakto?
Wydmuchalski. Namówił robotników, ażeby znieśli gospodarstwa domowe i założyli sobie wspólną restauracyę, pralnię, szpital, niańczarnię, szkołę...
Kreisler. To coś nowego.
Hr. Scibor. Rzeczywiście idzie za daleko. Panie Kreisler, daj umowę — podpiszę (odchodzi z Kreislerem do stolika, przy którym siada i czyta papier).
Ksawery. No, tę zagładę rodziny pewnie pan zaimprowizowałeś.
Wydmuchalski. Mówię prawdę z nałogu, jako redaktor dziennika, który nigdy nie zmyśla.
Ksawery. Nigdy? Czy pan wierzysz w cnoty tej starej rozpustnicy, hrabiny Opalskiej, której dom we wczorajszym numerze nazwałeś szkołą dobrych obyczajów?
Wydmuchalski. To co innego — to polityka. Musimy mieć zacne matrony.
Ksawery. Ja mogę się bez nich obyć, nawet gdy jestem ich spadkobiercą. Dam panu dobrą wiadomość: za tydzień się żenię z panną Kreisler — co pan mo-