jeden jeszcze przybędzie... Owszem — im więcej, tem skuteczniej.
Hr. Scibor. Panie Wydmuchalski, powtórz mi, że przystępując do spisku, który ma zniszczyć Wiszara, zrobiłem uczciwie.
Wydmuchalski. Bez wątpienia, panie hrabio.
Hr. Scibor, Żegnam panów (podaje rękę Wydmuchalskiemu i Kreislerowi). Ksawery, odprowadzisz mnie do domu, bo czuję się rozstrojony.
Ksawery. Idę wuju (do Kreislera). Wytłomacz mnie pan przed panną Sylwią... Wieczorem będę. (do Wydmuchalskiego) Zawiąż pan sobie na pamięci supełek.
Wydmuchalski. Zbyteczny... (cicho). Wypłoszże pan wujowi z głowy te czułostkowe wróble (Scibor i Ksawery wychodzą).
Kreisler. A to stary, głupi słoń! Ciągle tylko macha swą szlachecką trąbą i myśli, że jest dyrektorem orkiestry. Jeżeli ma tak czuły honor, niech fabrykuje mapy heraldyczne, a nie papier. Wzdycha, stęka, wije się, jak u dyabła na widelcu. Ja go nie chcę zjeść! Nie jestem pewien, czy bym go zmógł bez pana.
Wydmuchalski. Po co pan się dąsasz, kiedy ta właśnie wada stanowi w obecnym wypadku jego główną zaletę. Ponieważ go wszyscy znają jako człowieka