Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/161

Ta strona została skorygowana.

Wiszar. Ja mam także przekonanie i rozumienie tych interesów — inne. Ale moje nieważne, błędne i szkodliwe, bo moje; wasze zaś ważne, słuszne i pożyteczne, bo wasze. Nie dmuchaj daremnie, panie hrabio, na Wiszara, on nie jest dziecinnym wiatraczkiem. Pan nie przyszedłeś po to, ażeby mnie wyciągnąć z kłopotów, lecz własne sumienie z tajemnych zgryzot. Nawet siebie nie obałamuciłeś wykrętami; przedarł się przez nie głos sumienia, które ci powiedziało, że czynisz źle, żeś zawarł spółkę na krzywdę bliźniego, że przyłączyłeś się do wyprawy lisów na kurnik, że twoja korona arystokratyczna rdzewieje w piwnicznej kuźni fałszerzów monety obywatelskiej. Pan jesteś lepszym od nich; puszczasz tę monetę w obieg, ale grubiej srebrzysz i złocisz, a przyjmującym dodajesz nieco prawdziwej. Nie ratuj tedy mnie, ale siebie. Fabryki nie sprzedam.
Hr. Scibor. Panie Wiszar, będę mówił do ciebie jak ojciec, który o krnąbrności dziecka zapomina, tylko o jego niedoli pamięta: odstąp mi...
Wiszar. Dość, panie hrabio, mój ojciec, ksiądz Makary, tę fabrykę pobłogosławił. Patrz pan... (widać grupy robotników) zbierają się gromadki moich poczciwych robotników dla wysłuchania obrachunku, który zawiedzie ich oczekiwania. Dziś im oznajmię tę przykrą nowinę, oświadczę, że nie otrzymają żadnych zysków, że ponieśliśmy straty, że na zrównoważenie ich nie posiadam jeszcze pieniędzy, że w kantorze czeka na-