Rybałt. Tam... tam... został.
Regina. Może zginął?! Człowieku, po co mnie swojem opowiadaniem zatrzymujesz! Ale nie! Ja go zaraz zobaczę, aby tylko się nie poparzył... Prowadźcie... (rozpaczliwie). Aureli!... odezwij się! (biegnie ku fabryce od której dąży Morski).
Regina. Gdzie on... Aureli... powiedz mi pan... pokaż.. prędzej!...
Morski. Nie chodź pani... kotły pękają... rozrzucają zarzewie...
Regina. Ale gdzie on — pytam!
Morski. On... tam... W tym płonącym... grobie.
Regina. Co — co — co? Zabity — zginął — spalił się? Co — co? To już stało się, nieodwołalnie, niewątpliwie stało się? Co?... (milknie i chwieje się).
Morski (podtrzymując ją z Rybałtem). Pani byłaś zawsze rozumną i mężną...
Regina. Poczekajcie... poczekajcie... będę... oh...! niech ten szalony wir ludzi i rzeczy uspokoi się... W co to ja mam wierzyć?... Ach... że ogień jednem skrzydłem ogarnął moją przeszłość, drugiem — przyszłość... Wspomnienia i nadzieje palą się... Ale śród nich on stoi i patrzy uśmiechnięty. Aureli, Aureli, Aureli, — to ja — tu — kochanku mój! Puście mnie do niego!..