Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/173

Ta strona została skorygowana.

które was swymi owocami karmiło ścięliście i wrzucili w ogień jak krzak trującego blekotu? Bodaj każdy promień słońca stawał się drutem rozpalonym dla waszego oka; bodaj co wieczór zamiast rosy spadał na was i wasze niwy szron żaru; bodaj was dusił nieustający tuman gorącego popiołu; bodaj wasze uszy ogłuchły na wszystkie dźwięki i słyszały tylko imię Wiszara; bodaj wasze dzieci rodziły się z plamami łuny na twarzach i nieme umiały wymawiać tylko to imię! Niech skołowacieje wszelka myśl, która waszego dobra zapragnie; niech uschnie ręka, która wam jałmużnę poda; niech wasza podłość wiecznie nosi na sobie żrącą szatę nędzy!
Rybałt. I tych pani przeklinasz, którzy w obronie twego męża życie oddali? To przecie także byli robotnicy. Im i tym, których nie uwiodły złe podszepty i którzy, gdyby mogli, łzami zaleliby ten ogień, należą się inne słowa. Złorzeczysz pani wszystkim za to, że śród nich znalazła się garść zbrodniarzów? A czy ta garść sama wyrosła, czy ją cisnęli między nas wasi wrogowie? Wydrek nie był nasz i on innych zaraził. Pani dobra, pani nieszczęśliwa, pani od nas biedniejsza, niech twoja boleść nie pada klątwą na tych, którzy nie są jej winni. Zwołam ich, wszyscy uklękniemy przed tobą, a zobaczysz, że wielu nas będzie.
Regina. (ściskając mu rękę). Przebacz mi przyjacielu tę niesprawiedliwość... Nie wiedziałam... lepiej, że tak jest, jak mówicie... lepiej. Z serca mojego wyjąłeś