Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/184

Ta strona została skorygowana.

krewniaczki mojej, która ma przyjechać na statku francuskim.
André. Rzeczywiście płynie okręt, ale jest jeszcze tak oddalony, że możemy załatwić sprawę, dla której proszę o chwilkę swobodnej rozmowy.
Makary. Służę... Dżaku, stań na tarasie i pilnuj. Jak tylko statek przybije do brzegu, donieś mi.
Dżak. Słucham (odchodzi).
Makary. Więc traktat podpisany?
André. I nadspodziewanie dla nas korzystny. Po klęskach, jakie ponieśliśmy w nieszczęśliwej wyprawie do wnętrza kraju, nie sądziliśmy, że królowa zgodzi się na tak dogodne dla nas warunki. Nietylko płaci koszta wojny, ale zapewnia rozliczne rękojmie, które, wyzyskane należycie, niedługo pozwolą nam faktycznie zawładnąć całym Madagaskarem.
Makary. Nie znam się na tem.
André. Wątpliwą jest tylko długość czasu. Ale musimy przygotować sobie trwalszą oporę. W tej zaś pracy bardzo skuteczną pomoc okazać nam możecie wy, ojcze Makary.
Makary. Ja? W zdobyciu Madagaskaru?
André. Tak. Z waszego posiewu zebraliśmy już plon nawet bardzo bogaty. Gdziekolwiek przedostały się promienie waszego apostolstwa, tam sięga nasz wpływ. Założone przez was szkoły, domy modlitwy i stacye misyjne dokonały więcej zwycięztw, niż nasze armaty i karabiny.