Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/185

Ta strona została skorygowana.

Makary. To zasługa przeze mnie wcale niezamierzona.
André. Nie mniej jednak dla nas cenna. Ale działalność wasza, szanowny ojcze, ograniczała się do brzegów wyspy i nie przeniknęła w jej głąb, o czem powinniśmy byli wiedzieć, a przekonaliśmy się w omyłkach i porażkach obecnej wojny. Dopóki zaś Madagaskar będzie nieoswojonym lampartem w naszej klatce, przez inne państwa europejskie ciągle łamanej lub otwieranej, dopóty swoim nazwać go nie możemy.
Makary. Jakże ja go mam oswoić?
André. Rezydent Francyi w Antananarivo, donosząc dziś o zawarciu pokoju z królową, między innemi zleceniami zobowiązał mnie do porozumienia się z czcigodnym ojcem w sprawie przesunięcia punktu ciężkości działań misyjnych w środek kraju. Jak rzekłem — ludność wybrzeży nam sprzyja, teraz trzeba opanować jądro wyspy.
Makary. I to ja mam czynić? Ja mam torować drogę dla waszego zaboru? Ja mam być zdrajcą, wkradającym się do cudzego domu, aby uśpić czujność mieszkańców i w nocy wam rygle odsunąć? Panie André, ja nie jestem do tego zdolny i nie po to tu przybyłem.
André. Wolno spytać po co?
Makary. Jako agent Rzeczypospolitej, która najwznioślejsze godła cywilizacyi rozwiesza po wszystkich swoich murach, która ze zgrozą mówi ciągle o ucisku