Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/197

Ta strona została skorygowana.

Makary. Na wieki.
Ks. Feliks. Bóg mnie udarował szczególną łaską, pozwalając poznać swego znamienitego sługę, którego praca rozszerzyła tak znacznie granice panowania Kościoła i doniosła swą sławę aż do uszu Ojca świętego.
Makary. Jestem za małym robakiem, ażeby władca Kościoła, nawet schyliwszy się w swej dobroci, mógł mnie dojrzeć.
Ks. Feliks. Skromność ta was zdobi, ale prawdą nie jest. Przybywam z Watykanu, dokąd mnie wezwano dla przedstawienia stanu i rozwoju misyj katolickich w Afryce wschodniej. Sądziłem, że jako blizki w Zanzibarze świadek waszych działań, powiozę nieznaną w Europie a radosną o nich nowinę. Tymczasem przekonałem się, że Watykan oddawna bacznem okiem śledził wasze apostolstwo na Madagaskarze, wyspach sąsiednich i wybrzeżu, że o niem wie i wysoko je ceni. Otrzymałem niespodziewany i niezasłużony zaszczyt związania ściślejszymi węzłami wszystkich misyj wschodnio-afrykańskich, założenia nowych i dopasowania ich do zmienionych stosunków politycznych. Przypuszczam, że tylko z przyczyny sędziwego wieku waszego i osłabionego zdrowia, zadanie to powierzono nie wam, lecz mnie. Ale Ojciec święty na pożegnalnem posłuchaniu kazał mi wyrazić wam serdeczną wdzięczność, przelać pasterskie błogosławieństwo i życzyć równych powodzeń w miejscu nowego przeznaczenia.