Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/210

Ta strona została skorygowana.

śli barak nie może ich pomieścić, to sypiają na polu, jak owce. Biedacy spodziewają się, że ojciec Makary nauczy ich czarów przeciw Tipu–Tipowi. Musi ten sęp krążyć niedaleko, bo stadami zlatują. Czy on drużyny Gali nie skosił — dawno już o niej nie słychać.
Wanika. Niech dobre duchy strzegą mojego wybawiciela! (Wchodzi Gala).


SCENA II.
Ciż i Gala.

Wanika. (rzucając się do kolan). Galo wspaniałomyślny, dobry, mężny... Galo kochany... jesteś! Pozwól mi ucałować twoje stopy, ustami zdjąć z nich kurz, być twoją niewolnicą!
Dżak (do siebie). Patrzcie jak dla niego odkorkowała serce!
Gala. Wstań Waniko. Co tu nowego?
Dżak. Pani była bardzo o was niespokojna.
Gala. Pani? Czy zdrowa, zadowolona?
Dżak. Jak zawsze — smutna.
Gala. A ojciec Makary?
Dżak. Słabuje czasem, omdlewa, chodzić wiele nie może.
Gala. Więc pani o mnie się kłopotała? Cóż mówiła?
Wanika. Długo nie dawałeś o sobie znać, lękała się, czy was Tipu-Tip nie rozbił, czy ciebie nie dostał w moc swoją.