Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/232

Ta strona została skorygowana.

swoich, bo tej niewinnej przyjemności nie żałowałabym również protestantom, mahometanom lub buddystom, tylko zastrzegam: niech to nas do niczego nie obowiązuje.
Ks. Feliks. Jakto można mówić bezwzględnie: do niczego! Wielkich ofiar nikt nie żąda, ale drobnej, lekkiej...
Regina. Mianowicie?
Ks. Feliks. Zwierzchnictwo Kościoła nad waszą — że tak powiem — parafią musi przecież mieć jakiś widomy dowód jej poddaństwa, zresztą nie poddaństwa — jeśli panią ten wyraz razi — ale dobrej woli, przywiązania do Stolicy Apostolskiej...
Regina. Czy ksiądz masz już gotowy pomysł takiego dowodu, czy go dopiero szukasz?
Ks. Feliks. Owszem, mam. Według oddawna przyjętego i bardzo słusznego zwyczaju nawrócona ludność krajów pogańskich wysyła do Ojca świętego pielgrzymów, którzy mu zawożą rozmaite dary i pieniądze. Otóż byłoby wielce pożądanem, gdyby z tutejszej okolicy...
Regina. Ani ja, ani ojciec Makary nie wydobędziemy z siebie tyle odwagi i bezwstydu, ażebyśmy biedaków, którzy z obawy głodu zabijają własne dzieci i ledwie mają czem żyć, obdzierali dla powiększenia dochodów papieża, najbogatszego człowieka na ziemi.
Ks. Feliks. Pani byś bogaczem nazwała też Chrystusa, kiedy napełnił kosze rybami i chlebem dla na-