Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/233

Ta strona została skorygowana.

karmienia licznej rzeszy. Podobnie Ojciec święty — on miliony zbiera, ale miliony karmi.
Regina. Nie słyszałam o tem.
Ks. Feliks. A któż opłaca tę sieć misyj, która ogarnia całą kulę ziemską?
Regina. Jeżeli każda tyle go kosztuje, co nasza, wydaje jedynie na takich, jak ksiądz, wizytatorów. W każdym razie posiada dla siebie samego więcej, niż wszyscy dzicy murzyni razem. On raczej mógłby ich zasilić, bo większy czują brak żywności, niż religii.
Ks. Feliks. Możesz pani skąpić swych usług, ale nie powinnaś skąpić szacunku dla papieża. Żałuję, żem tę rozmowę prowadził i nie zaczekał z nią na powrót ojca Makarego z Zanzibaru.
Regina. Wątpię, ażeby on coś innego księdzu odpowiedział, bo dostroiliśmy nasze przekonania zupełnie. Wreszcie nie odstręczam od próby. Ojciec Makary zapewne dziś przyjedzie.
Ks. Feliks. Więc państwo stanowczo nie wyślecie pielgrzymów z darami do Ojca świętego?
Regina. Nawet temu przeszkodzę i odradzę, gdyby murzyni z namowy księdza przedsięwziąć ją chcieli.
Ks. Feliks. Setki stacyj misyjnych już odwiedziłem i pierwszy raz spotykam taki opór.
Regina. To smutne.
Ks. Feliks. Namyśl się pani, bo narażasz całe wasze istnienie. Jesteście otoczeni wrogami, Towarzystwo niemieckie was nienawidzi i mimo skargi ojca Maka-