Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/235

Ta strona została skorygowana.

Regina. Wyobraź pan sobie, żąda od nas, ażebyśmy nakłonili murzynów do zebrania składek dla papieża i urządzenia mu pielgrzymki.
Morton. Widocznie jakąś skrzynkę ubóstwa w Watykanie trzeba dopełnić.
Regina. Serdecznie panu dziękuję za list ostrzegający. Tegoż samego dnia smutny wypadek przekonał nas, że nie jesteśmy dość bezpieczni.
Morton. Dżak został porwany przez ludzi Tipu-Tipa.
Regina. Czy rzeczywiście byli to jego ludzie?
Morton. Niestety, wiem o tem z pewnego źródła.
Regina. Gala puścił się ze swym oddziałem w pogoń i przepadł bez śladu. Oswobodzona przez niego dawniej dziewczyna, która go ubóstwia i tajemnie kocha, wyszła przed kilku dniami z zamiarem odszukania...
Morton. Bądź pani na to przygotowaną, że wszyscy troje, jeśli żyją, spotkają się u Tipu-Tipa.
Regina. Ach, gdyby grób miał usta, nie przemawiałby zimniej i straszniej od pana. Chyba pan lekceważysz i życie tych nieszczęśliwych i mój spokój...
Morton. Nie pani, tylko znam położenie i pragnę was ocalić. Piętnaście lat przebywania w Afryce nauczyło mnie rozumieć jej stosunki i obliczać możliwości. Skutkiem tego dawno już pozbyłem się tych złudzeń, które pani gęstym obłokiem przesłaniają rzeczywistość. Wierz mi pani, kto tu przybywa z poetycznemi rojeniami, kto chce działać z wzrokiem utkwio-