ogromną boleścią wtłoczoną w drobinę czasu, z uśmiechem rzucę się w objęcia śmierci.
Wanika. Skoro go wypuścił, to zabić nie chce.
Regina. Tak, rojenia ludzkie — to lotna, łatwo rozprężająca się para, którą wyobraźnia rozpościera po szerokiej przestrzeni świata i obrzuca blaskami jego świateł, a którą rzeczywistość oziębia i sprowadza do kilku szarych, cierpkich kropel. O czem ja marzyłam a co mi los przyznał!
Wanika. Może gdzie leży chory... sam, jedynie pod opieką krzaka...
Regina. Kiedy chciałam żyć samotna, wyklęto mnie; kiedy chciałam być sprawiedliwą wagą pracy ludzkiej — unieszczęśliwiono mnie; kiedy chciałam tu spędzać z umysłów noc barbarzyństwa, z serc dzikość pożądań a z życia nędzę i krzywdy — skazano mnie na zagładę. Czy ród ludzki jest rzeczywiście tak nikczemny, czy tylko jego nikczemność tak śmiałą, a uczciwość bojaźliwą?... (Do Waniki). I ty nie masz swojej wiosny, biedne dziecko! Nie myśl, bo każda myśl dziurawi duszę, przez którą potem szczęście przelata jak woda przez sito.
Wanika. Czy też pan Gala żyje? (Wchodzi Makary).
Makary (za sceną). Zaraz, zaraz, poczekaj (wchodzi). Jak się masz, drogie dziecko? (Całuje Reginę).