Regina. Tak.
Gala. A ja bezsilny, napiętnowany nędzarz, ani zemsty, ani obrony dać pani nie mogę. Platatorowie rozpuścili swoich niewolników na grabież, wodzowie prowadzą swe plemiona przeciw białym, Tipu–Tip i inni handlarze przywodzą rozjuszonym hordom, całe to bagno wylewa się tu, a nie przebaczy nikomu. Pani, to Europa swoją obłudną i samolubną cywilizacyą zerwała tamy barbarzyństwa. Ratuj się pani na jakikolwiek okręt, zdążymy jeszcze uciec!...
Regina. Przy brzegu czeka nas na swym statku konsul angielski z Madagaskaru, Morton. Weź pan Wanikę, schrońcie się z nią do niego i podziękujcie mu za dobre chęci. Ja jestem bezpieczna, za chwilę uwiadomię was o miejscu mojego pobytu.
Gala. Pani, tu nie można być bezpiecznym.
Regina. Nie lękaj się pan — ja będę. Daj mi rękę (ściska ją) i nie trać czasu.
Gala. Nie rozumiem.
Regina. Zrozumiesz, tylko nie ociągaj się. (Do odchodzącego Gali). Panie Galo, kochaj Wanikę, ona twej miłości godna! (Gala wychodzi).
Regina (idzie do drzwi i zamyka je). Więc jestem już po za światem, po za knieją człowieczą!... Ha, jak lek-