Montmarte i matka jedynego synka odczuwa nadto boleśnie pustkę swego ciasnego życia. Człowiek nieznajomy, który przypadkowo zaszedł do sklepu po sprawunek, pokochał ją i ujął ją swem wyznaniem. Był to pan Maréchal, urzędnik rządowy. Czując i odgadując jego ostrożną tkliwość, pani Roland odpowiedziała miłością i oddaniem. Wkrótce miała drugiego syna; jubiler i to dziecko uważał za swoje, ale matka wiedziała dobrze, że zrodziło się ono ze szczęśliwszego związku. Głęboka skłonność serc wiązała tę kobietę z jej kochankiem; ich stosunek tajemny był słodki i długotrwały. Zerwanie nastąpiło dopiero wówczas, gdy jubiler zwinął sklep i z żoną już starzejącą się i z dziećmi dorastającemi przeniósł się do Havru. Tam pani Roland w spokoju i ciszy żyła wspomnieniami, które nie miały w sobie nic goryczy, bo pono tylko po grzechach przeciw miłości gorycz pozostaje. Mając lat czterdzieści ośm, mogła z rozkoszą wspominać o stosunku, który dodał tyle uroku jej życiu, a nie naraził jednak na szwank jej czci, jako żony i matki rodziny. Wtem nagle przychodzi wiadomość o śmierci Maréchala,
Strona:Pisma krytyczne (France).djvu/122
Ta strona została uwierzytelniona.