targniona jest w miłości; cierpi nad tem, bo sam kocha prawdziwie i pragnie posiadać ją w zupełności. Po roku daremnych prób, by istotnie przykuć ją do siebie, zniechęcony, zrozpaczony, zrywa ten związek i wyjeżdża; niezbyt daleko jednak — do Fontainebleau tylko, gdzie młoda pokojówka zajazdu przekonywa go natychmiast, że nie wszystkie kobiety mają w miłości wykwintną obojętność p. de Burne. Oto cały romans; jest on okrutny, ale jam temu nie winien. Niektórzy z mych czytelników, ci, na których sympatyi najwięcej może mi zależy, z łagodnym wyrzutem nieraz się użalają, że im nic budującego nie daję, że nie mam słów dla smutnych pocieszenia, wiernych zbudowania i grzesznych zbawienia.
Nie należy winić mnie za to, że tyle goryczy i smutku ukazywać im muszę. Myśl współczesna bo jest dziwnie cierpka: literatura nasza nie wierzy już w dobro. Czy to w utworach marzyciela Lotiego, czy intellektualisty Bourgeta, czy zmysłowca Maupassanta, na różne tony dźwięczy ta sama smutna nuta rozczarowania. Niema już owych Clelij i Mandan, cnotą zwyciężających słabości ducha i zmysłów.
Strona:Pisma krytyczne (France).djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.