zachwyt młodzieńczy. O woni kwiatów, ulatująca ze starych murów, młodości, poezyo, sztuko... czarowne obrazy życia! O, ulico Rousselet!
Barbey d’Aurévilly, czerwono odziany, w swym ubogim, pustym i zaniedbanym pokoju wyglądał wspaniale. Trzeba było go słyszeć, gdy mówił — niewinne to było kłamstwo:
— Wysłałem swe meble i dywany na wieś!
Rozmowa jego olśniewała obrazowością i nieporównanymi zwrotami.
— Wiecie, ten człowiek, który kładzie się w szpalerze, na swoim murze, na słońcu... Grzebię w waszych wspomnieniach, żeby je ocucić... Przypatruje się waćpanna księżycowi: to gwiazda hultajów... Był on straszny z wyszczerbioną twarzą, jak paszcza starej armaty... Dobrze to dla Pana naszego Jezusa Chrystusa, że jest Bogiem; jak na człowieka miał za słaby charakter; nie był twardy w karku jak Hannibal... Ochrypłem, słuchając tej pani... Dwie zmarłe kochałem w swem życiu...
To wszystko mówił głosem poważnym z jakimś odcieniem przeraźliwie demonicznym i zachwycająco dziecinnym.
A był to starszy pan w najlepszym tonie,
Strona:Pisma krytyczne (France).djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.