ułku przybiera w jego wyobraźni tragiczną wielkość: szatanów siedmiu gości w niej, a całe mistyczne niebo spogląda na grzesznicę i walczy o jej duszę. Baudelairowi się zdaje, że te pocałunki najmarniejsze brzmieć będą całą wieczność; do rozpusty chwilowej wprowadza on ośmnaście wieków historyj dyabelskich.
Słuszność więc mam, mówiąc że Baudelaire jest chrześcianinem; dodajmy odrazu, że jest on tak, jak i Barbey d’ Aurevilly, bardzo złym chrześcianinem. Kocha swój grzech i lubieżnie odczuwa rozkosz niezmierną w zatracie swej duszy. Wie, że będzie potępiony — tem przekonaniem składa należny hołd Mądrości Najwyższej — i policzonem mu to będzie. Ale potępienie wieczne ciągnie go jak przepaść; jego popęd do kobiet nie wykracza po nadto, co jest ściśle niezbędne do stanowczego potępienia. Kochankiem nie jest, również nie byłby też rozpustnikiem, gdyby rozpusta nie była tak specyalnie bezbożna. Do rozpusty nie pchają go zmysły, ale duch, któremu się zdaje, że jest w niej coś szatańskiego. Dałby on święty spokój kobietom,
Strona:Pisma krytyczne (France).djvu/154
Ta strona została uwierzytelniona.