zwyczajne nadzwyczajnemi są tylko dopóty, dopóki się nie urzeczywistnią. Mérimée opowiada przygodę Don Juana, który przechadzając się nad brzegiem Tagu z cygarem w ręku, poprosił o ogień przechodnia z przeciwległego brzegu. »Z miłą chęcią« rzekł tenże, i wyciągając rękę przez całą szerokość rzeki, podał Don Juanowi zapalone cygaro. Don Juan nie zdziwił się, gdyż z powołania swego postanowił niczemu się nie dziwić. Gdyby był filozofem, mógłby był także oszczędzić sobie zdziwienia. Gdy w Paryżu słyszymy przez telefon głos przyjaciela, który z Marsylii wsiadając na okręt, przesyła nam pożegnanie, — nie uważamy tego za cud, i w rzeczy samej było to czarodziejstwem tylko wtedy, gdy nie było jeszcze możliwe.
Jedno z dwojga: albo przygoda Don Juana jest nieprawdziwa, co zresztą dość prawdopodobne, — albo jest prawdziwa, a w takim razie jest równie naturalna, jak porozumiewanie się przez telefon, tylko może nieco mniej powszednia. Mérimée każe się nam domyślać, że ów przechodzień z cygarem, to dyabeł we własnej osobie. Być może. I na to, będąc
Strona:Pisma krytyczne (France).djvu/202
Ta strona została uwierzytelniona.