Strona:Pisma pośmiertne Franciszka Wiśniowskiego.pdf/36

Ta strona została przepisana.

Lub żebym Sokratesa ważąc z Pitagorem
Niedościgłym się duszy zajmował rozbiorem,
I badał czy trwa wiecznie, ginie: czy się zmienia,
Zbyt to na mnie. Ja moje opiszęć marzenia.
Już ci to może wprawdzie na jedno wychodzi;
Marzymy wszyscy. Marzą i starzy i młodzi;
Mędrzec i głupiec marzy: rzecz wziąwszy na szalę,
Drobnaby się różnica okazała wcale;
Błąd, prawda, to co wielkiém lub małém cenimy,
Nie w istocie jest takiém, lecz że tak widzimy,
I wielki rozum, prawdę mówiąc między nami,
Chodzi obok z wielkiemi częstokroć głupstwani;

Żeby jednak nie gorszyć, miéjmy to w sekrecie.
Myśląc raz o dziwacznych wypadkach na Świecie,
Jakie raf nieprzejrzany i dziś widzieć zdarza,
Robiac z Króla tułacza, z kadeta Cesarza,
Przyszło i mnie do głowy, że zdarzenia cudem
Nad obszernych gdzieś Krajów panowałem ludem:
Więc ty piérwszym Ministrem Króla Jego Mości,
A co rzadsza, Ministrem z cnoty i zdolności!
Niech ci to jednak bardzo nie będzie nicmiłém,
Że ci drugi po sobie stopień wvyznaczyłém,
Znam żeś godniejszy berła posiadać i kraje;
Lecz któż sobie pierwszeństwa w tym razie nie daje?
Wreście wiém że los ślepy okrył mnie tą władzą:
Rzadko na tron zasługi lub wartość prowadzą.
Podobały się piérwsze chwile panowania,
Mogłem wszystkie bez przeszkód ułatwiać żądania,
Tyś radził, jam cię słuchał, a wszyscy zajęci,
Pełnieniem mych roskazów, uprzedzaniem chęci.
Stolica moja pyszna, pałac był wspaniały,
Sklniły się wszędzie złoto, kamienie, kryształy,
Gienijusz zdał się praca trudnić tej budowy,
Zdobił pęzel Rafara i dłóto Kanowy.