Strona:Pisma wierszem i prozą Kajetana Węgierskiego.djvu/144

Ta strona została przepisana.

Te to są same organy, do którychem jeszcze za bytności W. Ks. Mości w Warszawie[1] klawisze i dudy sporządzał, i nierazem słyszał od niego, że ich dźwięk uszom jego, dobrze w téj mierze sądzić przyzwyczajonym, dosyć był przyjemny. Approbacya ta do zupełnego zachęciła mię zakończenia tego poema, i ofiarowania go W. Ks. Mości. Będę sobie winszował, jeśli ostatnie pieśni zabawią go tyle, ile pierwsze. Największy jest dowód dobroci dzieła, kiedy czytających nie nudzi. Pomyślne zdanie W. Ks. Mości wiele do sławy wierszom moim pomoże. Mało jest takich, coby przez siebie sądzić potrafili; rozsądek ich za cudzą znajomością jest zawsze na powodzie, chwalą lub ganią dzieło nie dla tego, że złe lub dobre, lecz dla tego, że się temu księciu lub panu podobało; a między nawałem wierszy, któremi na nieszczęście od lat dziesięciu zarzuceni jesteśmy, ledwie kilka osób osądzić potrafi przez siebie, że ich bardzo mało dobrych. Zbytek, który nas zgubił, do wierszy się nawet rozciąga; nie masz aż do ostatniego żaczka, któryby ich nie robił. Pewny zakon najbardziéj jednak z nich przesadza, i sądząc z pozoru, zdaje się, że wszystkie członki jego na złych poetów się poświęciły: nie masz święta, uroczystości, wesela, urodzin, pogrzebu, stypy, żebyśmy na nie z magazynu tego wierszy nie mieli; z czasem na wszystkie dni roku ich dostaniemy. Szczęśliwy W. Ks. Mość jesteś, że od tych parnaskich bredni wolne masz uszy; my niemi zupełnie jesteśmy przywaleni.

  1. W lipcu d. 13 r. 1774 przyjechał z Helisberga do Warszawy. Być więc może że to odnosi się do tej pory.