Strona:Pisma wierszem i prozą Kajetana Węgierskiego.djvu/62

Ta strona została przepisana.

Ty z każdą z nich obcując codzień poufale,
Kładziesz na równoważną ich szacunek szalę;
Poważasz sprawiedliwie Melpomeny jęki,
Lecz wesołéj jéj siostry niemniéj lubisz wdzięki;
W ręce bystréj Uranii kładziesz cyrkle złote:
Dłóta, pędzla i smyczka chwalebną ochotę
Hojność twoja rozumna z skutkiem zagrzać umie;
Do wszystkiego się skłaniasz prawdziwy rozumie!
Nadto nędzne i nudne życie ten prowadzi,
Kto tylko w jednéj rzeczy cały smak posadzi.
Ledwie z suchéj nauki dziki algebrzysta
Tyle po ciężkiém głowy łamaniu korzysta,
Że wie ledwie, co mu rzekł nauczyciel szczery,
Iż szesnaście do ośmiu, są jak do dwóch cztery.
Z niewiadomości swojéj pyszniejszy tém bardziéj,
Zaraz Naruszewiczem i Trembeckim gardzi;
Ani go Bonafini[1] swym głosem poruszy,
Nie znają tych powabów twarde jego uszy;
Mając rozum więzami częstych liczb okuty,
Chce, aby same były w Polsce Poczobuty.

Niemniéj głupie i dumne dziecko Apollina,
Które w kradzionych swoich wierszach przypomina,
Co sto razy od niego, zawsze lepiéj pono,
W tylu dziełach, przed tylu wiekami mówiono,
Do swéj kochanéj muzy szczerze wziąwszy serce
Inne wszystkie nauki trzyma w poniewierce.
Archimedes i Newton u niego cieślami;
Chciałby Arystotela przełożyć wierszami.

Za talar przedający jad swój z przewrotnością,
Praw opak tłómaczonych pyszny wiadomością,

  1. Śpiewaczka opery, przybyła z Włoch w r. 1776.